W tym roku odbył się pierwszy Kongres Lituanistów „Integracja. Dialog. Perspektywy”. Skąd pomysł?

Idea kongresu zrodziła się na jednym ze spotkań naszego Koła Naukowego Lituanistów Labas. Widzieliśmy, że swoje zjazdy i kongresy mają rozliczne specjalności - niemcoznawcy, internacjolodzy, bilbiotekoznawcy i pomyśleliśmy: właściwie dlaczego nie zapoczątkować tradycji spotkań polskich lituanistów? Początkowo kongres miał mieć kameralny, jednodniowy charakter, ale ostatecznie rozrósł się do dwudniowego wydarzenia o międzynarodowym zasięgu pod honorowym patronatem rektorów z Wrocławia (Uniwersytet Wrocławski) i Wilna (Litewski Uniwersytet Nauk Edukacyjnych). Dziś mogę już potwierdzić, że ze swoimi referatami przyjechało na Dolny Śląsk trzydzieści osób z trzech krajów. 

Czy w Polsce jest zapotrzebowanie na język litewski?

Zabrzmi to jak truizm, ale w sytuacji gdy angielskim posługują się już przedszkolaki, a w dorosłym życiu angielski stał się nieomal drugi językiem urzędowym trzeba się specjalizować. Nikogo nie dziwi niemiecki czy francuski w CV, powoli wracamy też do rosyjskiego. Dlatego sądzę, że trzeba pójść w kierunku specjalizacji. Ktoś mógłby oponować, że nikomu niepotrzebny jest język, którym posługuje się ledwie trzy miliony ludzi, ale mój pogląd jest dokładnie przeciwny. Potwierdzają go zresztą fakty. Niedawno we wrocławskim biurze koncernu HP poszukiwano specjalistów do nowo otwieranej filii na Litwie i na starcie dawano kilka tysięcy złotych dla osób znających litewski. 

Bardzo interesujące. Ale może niech Pan opowie, jaka była Pańska osobista motywacja. Dlaczego zaciekawił się Pan językiem litewskim?

Pewnie Pana zmartwię, ale nie kryje się za tym tajemnicza historia ani nie wynikło to z jakiejś wielkiej miłości do Litwy. Miłości przychodziły dopiero z kolejnymi wyjazdami na Litwę, przez co zawsze miło tam wracam. Na pewno powodem nie jest też rodzinny sentyment, jaki często mają Polacy interesujący się wschodem. Nie mam kresowych korzeni, pochodzę z południowej Polski, więc Litwa długi czas istniała dla mnie jedynie jako odległy sąsiad, wciśnięty gdzieś między Rosję a Białoruś, który na tle innych wyróżniała tylko bardzo ładna flaga.

Ostatnio stosunki polsko – litewskie są napięte. Jak Pan sądzi dlaczego?

Nie chciałbym, żeby moje osobiste zdanie było jakkolwiek utożsamiane ze stanowiskiem naukowo obiektywnego Kongresu, ale skoro już padło pytanie o moją własną opinie, to muszę odpowiedzieć, że przede wszystkim nie sposób wskazać jednej przyczyny. U podstaw większości problemów leży mylny obraz wspólnej historii. Polakom wydaje się, że historia łączy nas z Litwinami, w końcu przez stulecia tworzyliśmy jedno państwo. Sam tak długo myślałem. Tymczasem każdy, kto choć trochę zainteresuje się naszymi bilateralnymi stosunkami zrozumie, że w historii więcej może nas poróżnić i połączyć, bo po obu stronach granicy jest ona diametralnie różnie rozumiana. Pamiętam, że gdy rozmawiałem ze znajomą Litwinką, ta nie mogła uwierzyć, że większość Polaków darzy Litwę sympatią - i nie jest ona bynajmniej podszyta jakimkolwiek resentymentem. W dalszej kolejności powodów napiętych stosunków Warszawa-Wilno upatrywałbym w nieudolności polityków. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twitterowa dyplomacja ministra Sikorskiego nie ma pomysłu na politykę wschodnią. O ile na gruncie europejskim dyplomaci z al. Szucha obracają się dosyć sprawnie, to wschód jest najdelikatniej mówiąc mocno zaniedbywany. 

W czym się to przejawia?

Najlepiej niech świadczy o tym fakt, że większość polityki wschodniej prowadzi Kancelaria Prezydenta. Nie pomaga też doktrynalność w prowadzeniu polityki zagranicznej i stawianie ultimatów, jak odmowa ożywienia stosunków do czasu uregulowania – powiedzmy sobie szczerze drugorzędnych – kwestii pisowni nazwisk czy dwujęzycznych tablic. Ale oczywiście spory kamyczek trzeba też wrzucić do wileńskiego ogródka, bo polityka pani prezydent Grybauskaitė także nie sprzyjała zbliżeniu się obu krajów. Wypadałoby życzyć nam wszystkim aby politycy przestali wreszcie zajmować się kwestiami symbolicznymi, a wzięli się za obszary, w którym mogą zrobić coś konstruktywnego – chociażby współpracę energetyczną albo poprawę infrastruktury. Wreszcie na koniec w poprawieniu stosunków nie pomaga także polska mniejszość na Litwie (choć może powinienem raczej powiedzieć Polacy na Litwie). Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że – szczególnie w starszym pokoleniu – dominuje swoisty syndrom oblężonej twierdzy: Polaków oderwanych od macierzy, żyjących w otoczeniu wrogich Litwinów, którzy chcieliby mniejszości do końca zasymilować. Mam też odczucie, że gdzieś głęboko tkwi w nich nadzieja, pewnie nawet nieuświadomiona i dawno zepchnięta do podświadomości, że Polska kiedyś po nich wróci. Nie wróci i trzeba to jasno podkreślać. Wilno jest litewskie, tak jak polski jest Wrocław, a Lwów ukraiński. Celem Polaków na Litwie powinna być integracja (nie asymilacja) z ich państwem zamieszkania. To trudne, ale nie ma innego wyjścia. Dlatego na integracje powinna być nastawiona polityka zarówno Warszawy jak i Wilna.


Czy takie imprezy jak Kongres Lituanistów pomogą przezwyciężyć niechęć po obu stronach granicy?

Nie taki był nasz cel. Przede wszystkim chcieliśmy zebrać w jednym miejscu znawców problematyki litewskiej, by wymienić się stanem wiedzy. Ale nad przezwyciężeniem niechęci chcielibyśmy pracować w przyszłości...

Czy w następnym roku również odbędzie się kongres?

Początkowo chcieliśmy przekazać sztafetę dalej w Polskę, ale sukces Kongresu, o którym chyba trochę nieskromnie mogę mówić, spowodował, że zaczęliśmy już zastanawiać się nad przyszłoroczną edycją. Jeszcze oczywiście zbyt wcześnie, aby mówić o jakichkolwiek szczegółach. Niestety wszystkie wizje musimy konfrontować z kosztorysami, a z liczbami jeszcze trudniej negocjować niż zmienić polsko-litewskie stosunki. Marzy mi się obudowanie kongresu w szereg wydarzeń towarzyszących – Dni Litwy we Wrocławiu. W 2016 roku Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury, a pracami nad programem kieruje między innymi Krzysztof Czyżewski – od wielu lat dyrektor ośrodka Pogranicze w Sejnach (który było także partnerem tegorocznego kongresu). Może z tej okazji udałoby wprowadzić muzykę Čiurlionisa do Narodowego Forum Muzyki, które do tego czasu powinno już być wybudowane. Litwa to też świetny teatr, pamiętam jak cztery lata temu na wrocławskim festiwalu Dialog oglądałem bardzo oryginalnego Hamleta w reżyserii Oskarasa Koršunovasa. Ale przede wszystkim chciałbym pokazać wrocławianom na czym polega problem w polsko-litewskich stosunkach. Wytłumaczyć dlaczego Jagiełło nie nadaje się na symbol bilateralnego partnerstwa. Podsumowując – pomysły już mamy, teraz trzeba znaleźć pieniądze. 

Wojciech Sitarz absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego na kierunkach Dziennikarstwo i Dyplomacja Europejska oraz Studium Kultury i Języka Litewskiego przy UWr. Koordynator I Kongresu Lituanistów "Integracja, Dialog, Perspektywy", który miał miejsce 7-8 czerwca 2013 roku we Wrocławiu.

Source
Wszelkie informacje opublikowane na DELFI zabrania się publikować na innych portalach internetowych, w mediach papierowych lub w inny sposób rozpowszechniać bez zgody DELFI. Jeśli zgoda DELFI zostanie uzyskana, trzeba obowiązkowo podać DELFI jako źródło.
Comment Show discussion (173)