Niestety, ale nie zaszczycili swą obecnością tego święta niektórzy “z naszych”, choć obejrzeliśmy mer rejonu trockiego - Editę Rudelienė, Marię Pucz - miejscową prezes ZPL, no i Annę Ingielewicz - starostę naszej gminy. Szkoda,że nie przybyło więcej dostojnych gości, mam jednak nadzieję, że to sprawy rangi państwowej im w tym przeszkodziły.
W dziedzinie historii i sporach o początkach państwowości mogą z mą małą Ojczyzną konkurować tylko Kiernów, Troki (jako rezydencja) i Wilno - może jeszcze Nowogródek, ale jako stolica WKL.
Miejscowość - wiczów, i - kich, o czym świadczy historia. Zaniedbana w okresie radzieckim, mimo pewnych postępów, do których zaliczyłbym przede wszystkim oświatę i elektrofikację, a nie zaliczyłbym “skąd macie siano” czy “kułak i jedinolicznik”, a którzy to wydatnie przyczyniali się do wspierania kołchozowego ustroju, który by upadł na długo przed rokiem 1990, jeśliby nie pomoc tych wiejskich “burżujów” w wielu dziedzinach “bor’by za urożaj”.
Towarzysze zaś szybko zorientowali się, w co się gra, i zasiedli w nowych demokratycznych władzach i udają patriotów, demokratów, a nawet “liberałów”, którzy dlaczegoś posuwają się w stronę radykalnej prawicy o klerykalnym zabarwieniu. Moda czy kalkulacje przywódców opatrzności bożej ? Widzicie tu ścianę,która mogła być w znacznie gorszym stanie,ale starania naszej gospodyni, Anny Ingielewicz, temu przeszkodziły. Nasze starostwa są biedne, więc co można wymagać od człowieka, który nie posiada wielkich funduszy, ma ograniczone, bardzo skromne możliwości finansowe. Jest jak jest - a la sovietica: dziel i rządź, choć w kieszeni krucho i nie ma szans na jakieś pozytywne zmiany w tej dziedzinie.
Miejmy nadzieję na przyszłość, choć jestem realistą - jak mówią moi znajomi - o “szarym odcieniu”, a rozwiać tę szarość w przypadku naszej krainy jest bezmiernie trudno.
A zaczęło się wszystko od wspólnej mszy: Polaków i Litwinów - szkoda, że tylko przy takich okazjach, bo, według mnie, powinny być co niedzielę wspólne. Obejrzeliśmy też procesję wokół naszej świątyni.
Potem też były przemowy dostojnych ludzi, był też koncert i “niewinne rodaków rozmowy” na wielorakie tematy, bo takie okazje zdarzają się u nas rzadko. Nie wiem,kiedy się nadarzy kolejna taka okazja.
Mnie osobiście podczas koncertu spodobali się nasi “Starotroczanie”, goście w kapeluszach, ruska “Zabawa” oraz narybek, podążający za Zdzisławą Sośnicką, Ireną Jarocką czy Anną Jantar. Mamy też utalentowaną młodzież - brawo!
Na kolejnym zdjęciu widzimy przemawiającą “naszą władzę”. Tak ją nazywamy z przyczyn dostępności i wyrozumiałości w wielu życiowych sprawach.
Tu widzimy naszych kobietek przy pełnej paradzie, na następnym zaś Rosjan z “Zabawy”.
Święto się udało, choć zabrakło piwka oraz pewnego luzu w obcowaniu między ludźmi, ale już tacy chyba jesteśmy, ale miejmy nadzieję w przyszłych pokoleniach, które przyjdą po nas, a wniosą świeżości w nasz codzienny byt.
Spodobało się tym młodym jak i naszemu starszemu pokoleniu mieszkańców.
Wybaczajcie - jak u nas mówią - co nie tak: innym razem będzie lepiej, choć ta droga do doskonałości jest strasznie trudna, a i głowa trochę dziś dokucza. Miałem też zaszczyt trafić “do ekranu” z kronikarzem naszych czasów - Vytautasem Žemaitisem.
Bądźcie zdrowi, bo ja wyruszam na poszukiwanie swego. Sami wiecie: taaaki jubileeeusz!
Tadeusz Jarmołowicz