Wraz z pogorszeniem się relacji Litwy z jej dotychczasowym strategicznym partnerem- Polską, wzrosło zapotrzebowanie na utarcie nosa starszemu bratu . Idea współpracy bałtycko- nordyckiej zawsze była silna nad Niemnem, Szwecja w wypowiedziach litewskich polityków pojawiała się często jako punkt odniesienia. W tym sensie mocny zwrot polityczny Wilna ku północy wydawał się naturalny. Szybko uległ on jednak niebezpiecznej ideologizacji. Oto bowiem Litwini nie tylko zaczęli wierzyć w to, że są „ludźmi północy”, ale i wykorzenili swój kraj z Europy Wschodniej i przesadzili go do nowego regionu geograficznego świata- „Bałtoskandii”. Mentalnie, ale również za pomocą narzędzi jakimi dysponuje litewski MSZ…
W Polsce problem -nazwijmy go „bałtoskandyjski”, przerabialiśmy już wielokrotnie. Najpierw jako „nowa Europa” Busha budując sojusz z odległym mocarstwem zza oceanu i nie oglądając się na europejskich sąsiadów, później wraz z wzrastającymi trendami federalizacji Unii Europejskiej, kiedy chcieliśmy prowadzić kalkę brytyjskiej polityki zagranicznej (właściwa droga jak zwykle znajduje się pośrodku). Dziś wyspiarskim Albionem chciałaby być Litwa od wieków narażona na rosyjską ekspansję i skazana na sojusz z Polską. Chciałaby- choć nie jest jak Skandynawia „geopolityczną wyspą”.
Różnica pomiędzy Warszawą a Wilnem jest jednak oczywista. Nasz potencjał gospodarczy i militarny jest w stanie mamić perspektywą geopolitycznego wykorzenienia Rzeczpospolitej z Europy Wschodniej. W tym sensie mieści się w ramach akceptowalnej debaty politycznej ponieważ przy długotrwałym osłabieniu Rosji i szczęśliwym zbiegu różnorakich okoliczności być może na krótką metę byłoby to możliwe. Natomiast bajania litewskie przypominają raczej zbiorową halucynację.
Bałtoskandia nie jest wstanie zapewnić Wilnu bezpieczeństwa w żadnym wymiarze. Z prostej przyczyny- ona nie istnieje. Przecież nawet jej trzon- kraje nordyckie- są dotkliwie podzielone w wielu kwestiach np. polityki bezpieczeństwa. Przekonali się o tym niedawno np. Szwedzi i właśnie dlatego prą ku strategicznemu partnerstwu z Polską. Bo wszelki projekt geopolityczny, jeśli ma szansę zaistnieć w przestrzeni rozpościerającej się między Norwegią a Węgrami musi uwzględniać wagę Rzeczpospolitej. Żadne mentalne korekty położenia geograficznego tych czy innych państw tego nie zmienią. Włącznie z próbami związania z basenem Morza Bałtyckiego Wielkiej Brytanii.
Polska i Litwa są w UE, są w NATO, ale nadchodzą niepewne czasy, na naszych oczach zmienia się globalny punkt ciężkości. Wiele rozwiązań postjałtańskich i postzimnowojennych zaczyna być nazywanych reliktami przeszłości, wiele wschodzących mocarstw domaga się nowego porządku hołdując rewizjonizmowi. Tym większego znaczenia nabierają relacje bilateralne i lokalne inicjatywy, szczególnie te, które są oparte o duże podmioty. W tym kontekście dobrze by się stało gdyby Litwa zdecydowała się jednak powrócić do Europy Wschodniej z dalekiej Bałtoskandii i spróbować porozumieć się z Polską.