Każda wspólnota, każde społeczeństwo i każde państwo opiera swój ład wewnętrzny na tzw. minimum etycznym, tj. zasadach i regułach życia społecznego, bez których społeczeństwo nie mogłoby funkcjonować. Zakaz zabójstwa, kradzieży, nakaz dotrzymywania umów – są wartościami co do których zgadza się 99,9 proc. (jeśli nie więcej) członków każdej społeczności i te wartości powinny być bronione i są bronione nie tylko po przez sankcje moralne (np. grzech albo zadośćuczynienie w raju), ale też prawo. Jednak są też kwestie, które od tysięcy lat budzą kontrowersje. Na przykład kwestia aborcji, rozwodów czy związków partnerskich.
„Cudowna” moc prawa
Zgodnie z dogmatami religijnymi aborcja, rozwód, związek partnerski są w zasadzie czynami niedopuszczalnymi. Z drugiej strony w dzisiejszym świecie dogmaty religijne są dla wielu osób już tylko nic nieznaczącymi frazesami, a w społeczeństwie nie ma zgody, czy aborcja jest zwyczajnym zabiegiem medycznym, czy jednak zabójstwem? Czy rozwód jest zwyczajnym rozwiązaniem umowy cywilno-prawnej, czy ingerencją w dziedzinę Opatrzności Bożej? Nawet fanatyczni przeciwnicy aborcji nie żądają jednak skazania kobiet, które dokonały zabiegu przerwania ciąży na karę pozbawienia wolności, a więc volens nolens uważają usunięcie płodu za mniejsze zło, niż zabójstwo osoby narodzonej.
Na świecie istnieje mnóstwo grup i kultów religijnych, każda taka grupa i każdy taki kult mają własne nakazy i zakazy. Można więc sobie wyobrazić, że gdyby szefem jakiejś litewskiej partii został np. zadeklarowany hinduista moglibyśmy doczekać projektu Ustawy o ochronie praw krów, gdyby muzułmanin — prób wprowadzenia nakazu zasłaniania twarzy przez kobiety itd. I każdy taki projekt miałby umocowanie nie tylko w światopoglądzie jego autorów, ale też w jakichś praktyczno-szlachetnych celach. Jednak czy byłby zgodny z oczekiwaniami społecznymi? Jeśli zaś nie — pozostałby jedynie świstkiem papieru wymuszającym na w gruncie rzeczy przestrzegających prawa obywatelach nielegalną działalność. Podobnie jest z aborcją czy związkami partnerskimi. Z jednej strony społeczeństwo ich nie pochwala, z drugiej — panuje powszechne na nie przyzwolenie. Zakaz więc jedynie poszerzyłby szarą strefę, z którą wiecznie niedofinansowana litewska policja i tak nie radzi sobie najlepiej.
Zakazy ustawowe w tych sprawach są więc niczym innym jak wiarą w cudowną moc prawa. Tym bardziej nie zrozumiałą i paradoksalną przy jednoczesnym niemal całkowitym braku zaufania (w tym także przez osoby to prawo stanowiące!) do instytucji, które to prawo stanowią czyli rządu, parlamentu i sądów. Z jednej strony olewamy ustawy, uchwały i nawet decyzje sądowe, jeśli kolidują z naszym poczuciem sprawiedliwości („bo sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”), z drugiej strony każdy niemal problem próbujemy rozwiązywać za pomocą uchwalania lub zmieniania prawa. Tymczasem w takich dwuznacznych moralnie sytuacjach, co do których w społeczeństwie nie ma zgody, jedynym sensownym rozwiązaniem jest neutralność moralna prawa. Prawo po prostu nie powinno regulować takich kwestii. Zadaniem prawa bowiem nie jest prowadzenie nas do komunizmu, raju czy nirwany, tylko stworzenie pewnego minimum organizacyjnego, w ramach którego każda świadoma osoba będzie mogła ułożyć swoje życie w zgodzie ze swoimi wewnętrznymi przekonaniami, zarazem nie naruszając praw lub przekonań innych osób.
W duchu neutralności prawa
Jestem przekonany, że kwestie etyki, dotyczące aborcji, małżeństwa, rozwodów, eutanazji, spożywania tych lub innych produktów czy noszenia chust powinny być rozwiązywane nie w kodeksach i ustawach, a na podstawie wzajemnych uzgodnień pomiędzy osobami zainteresowanymi w oparciu o ich własne moralne i etyczne standardy. I tylko w razie niemożliwości porozumienia – przez prawo.
Tak w przypadku aborcji prawo do współdecydowania o losie nienarodzonego dziecka (płodu) powinna mieć nie tylko matka (kobieta), ale i ojciec, zaś lekarz ma naturalne prawo do własnych przekonań religijnych i etycznych oraz odmowy dokonania zabiegu. Oczywiście wszystkie te prawa ojca lub lekarza kończą się w sytuacji wyższej konieczności, gdy istnieje bezpośrednie zagrożenie dla życia matki. Natomiast gdy dążeń tych osób nie dałoby się ze sobą pogodzić – powinien w trybie pilnym decydować sąd po uwzględnieniu racji każdej ze stron, wszystkich „za” i „przeciw”.
W duchu neutralności prawa można rozwiązać też kwestie zawierania i rozwiązywania małżeństw czy związków partnerskich. Małżeństwo jest bowiem pojęciem jednocześnie prawnym i etycznym. W sensie prawnym jest niczym innym jak umową cywilno-prawną, w ramach której dwie osoby łączą swoje majątki oraz ustalają swoje prawa i obowiązki (m.in. dotyczące zarządzania wspólnym majątkiem lub wychowywania dzieci), a więc niczym się nieróżni od związku partnerskiego; w sensie etycznym i religijnym – małżeństwo należy do strefy sacrum, jest sakramentem. Jeśli chodzi o umowę cywilno-prawne każde dwie pełnoletnie i świadome osoby mają oczywiste prawo do jej zawarcia i rozwiązania, jeśli chodzi o małżeństwo jako sakrament – tylko odpowiednia organizacja duchowa może uregulować zasady jego udzielenia, nieudzielenia lub unieważnienia. Dlatego nie rozumiem protestów przeciwko małżeństwom homoseksualnym czy związkom partnerskim — w sensie prawnym są to przecież decyzje władzy świeckiej, dla prawdziwego chrześcijanina, buddysty czy muzułmanina nie mające żadnego znaczenia. Natomiast w sensie sakralnym są po prostu nieważne, podobnie jak nieważny jest w sensie sakralnym ślub udzielony przez państwo osobom przeciwnej płci.
Zawracanie kijem rzeki
„Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mateusz 22:21). Niestety od czasów Rewolucji Francuskiej ta zasada leżąca niegdyś u podstaw naszego europejskiego ładu cywilizacyjnego jest naruszana: państwo stara się ingerować w sferę sacrum, zaś Kościół – w dziedzinę władzy państwowej. Stąd zawieranie małżeństw „w imię Republiki” i niekończące się spory zwolenników i przeciwników legalnej aborcji.
Projekt Ustawy o ochronie praw dzieci nienarodzonych, zgłoszony przez AWPL, może liczyć najwyżej na poparcie części posłów-konserwatystów. Nawet Kościół Katolicki traktuje go z rezerwą. Poza tym jest sprzeczny z doktryną Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, więc nawet gdyby ta Ustawa jakimś cudem weszła w życie i tak wkrótce zostałaby uchylona. Dlatego nie sądzę, że jest wynikiem jakichś kalkulacji politycznych czy przedwyborczych, szczególnie że absolutna większość wyborców AWPL oczekuje od partii nie ustaw antyaborcyjnych, tylko rozwiązania problemów mniejszości narodowych. Sądzę więc, że jego autorzy w rzeczy samej wierzą, że jest to słuszne rozwiązanie. Ich problem polega na tym, że próbują zawrócić kijem rzekę. Bowiem rzeka naszej współczesnej zachodniej cywilizacji płynie w zupełnie innym kierunku. W kierunku coraz szerszych praw indywidualnych człowieka, poszerzenia praw mniejszości narodowych, ale też seksualnych, coraz większego obyczajowego liberalizmu. To może się podobać albo nie, ale jedynym słusznym rozwiązaniem prawnym tych kwestii są nie zakazy i nakazy, tylko moralna neutralność prawa, tj. pozostawienie tych niejednoznacznych kwestii światopoglądowych na sumieniu każdego z nas.