Niestety, znowu organizatorzy, w szale zarabiania pieniędzy, sprzedadzą prawo do prowadzenia podczas obchodów biznesiku każdemu, kto tylko się napatoczy. Dzięki temu sama bitwa nie będzie już tak ważna i zajmująca, gdyż stanie się dodatkiem do wielkiego, zrobionego w najgorszym guście festynu, jarmarku.
A przecież dla każdego Polaka Grunwald ma wymiar symboliczny, wręcz modlitewny. Zwycięstwo nad Krzyżakami działa na nas krzepiąco i budująco. Chwalimy się nim i szczycimy. Każdą rocznicę staramy się obchodzić wyjątkowo podniośle i uroczyście. Nie do końca nam to wychodzi, o czym wspomnieliśmy powyżej. Najważniejsze, że Grunwald to przecież nasza duma i chwała, niekwestionowane zwycięstwo na tle niezliczonych porażek.
Radość tę można jednak łatwo zmącić, gdyż tak naprawdę nie bardzo wiemy, z czego się cieszymy. Czy z tego, że jedni chrześcijanie wyrzynali drugich? Toż to chore, żeby wyznawcy Chrystusa podnosili na siebie rękę, do tego uzbrojoną w miecz, topór, włócznię czy inne zabójcze żelastwo. A gdzie nadstawienie drugiego policzka? Czy nie jest paranoją zwycięstwo jednej Matki Boskiej nad drugą? Tak, tak, na Bitwę pod Grunwaldem należy również w ten sposób spojrzeć. Wszak Krzyżacy to Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, więc ruszyli w bój przekonani, iż trzeba wyciąć nas w pień w imię Najświętszej Panienki. Z kolei nasi dzielni rycerze szli szlachtować Krzyżaków z miłości do Maryi Królowej Polski. Jedni i drudzy siepacze prosili przed Bitwą pod Grunwaldem Matkę Boską o wsparcie. Nasi śpiewali Bogurodzicę po polsku, Krzyżacy po niemiecku. Ani jednym, ani drugim zakutym łbom (czytaj: rycerzom) nie przyszło do głowy zaśpiewać pieśni w rodzimym języku Maryi.