Tańczył albo pracował Pan na wielu scenach świata? Czy zostało jeszcze coś nieodkrytego, gdzie nie stąpała noga Pastora?
Oczywiście jeszcze trochę zostało. Do odkrycia mi pozostała Ameryka Południowa. Tańczyłem na tamtych scenach, ale nie pracowałem tam jeszcze jako choreograf.
Jest Pan całkowicie poświęcony tańcu, baletowi. Zadam pospolite i banalne pytanie. Czym dla Pana jest balet, taniec?
O ile to pytanie jest banalne, o tyle jest bardzo trudne. Taniec jest moją pasją, formą wypowiedzi, która może być bardzo osobista. Balet jest bardzo enigmatyczny, nie mówi wprost, dlatego czasami można wyzwolić swoje emocje, które będą zakryte pewną formą poezji. To nie będzie taka proza, takie nachalne, zawsze pozostanie odrobina tajemnicy w tańcu. Oprócz tego, że taniec jest moją pasją, formą wypowiedzi, możliwością przekazania nie tylko treści, ale i estetycznych wrażeń, taniec jest również moim zawodem. Taniec i choreografia jest źródłem moich zarobków, z tego utrzymuję się przy życiu.
Właśnie, zazwyczaj człowiek pracuje na jednym stanowisku, Pan natomiast ma trzy prace na raz...
Jestem dyrektorem Polskiego Baletu Narodowego, dyrektorem artystycznym baletu Litewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu w Wilnie i w Holenderskim Balecie Narodowym jestem choreografem rezydentem.
Dzieli Pan czas pomiędzy Wilnem, Warszawą oraz Holandią. Z każdym krajem jest Pan w pewnym stopniu „zaprzyjaźniony”. W Holandii Pan zaczynał swoją karierę, jako choreograf. Czyli po „tułaczce” osiadł Pan w domu, ustatkował się, zapuścił korzenie?
Nigdy nie powiedziałem, że zostanę na zawsze w Polsce. Praca w Polsce jest pewnego rodzaju misją do spełnienia, jest to zadanie, które sobie postawiłem. Mam nadzieję, że z czasem będę mógł wszystko przekazać w inne ręce. W Warszawie zrobiliśmy bardzo dużo i mam nadzieje, że w przyszłości znajdę następce/następczynię, który tę prace będzie kontynuować.
I co dalej? Jaki jest następny szczebel kariery? Czy jest on już widoczny?
Czasami chciałbym żeby był to po prostu odpoczynek
A Wilno? Dyrektor generalny litewskiej sceny narodowej Gintautas Kėvišas, pozostając pod wrażeniem osiągnięć Polskiego Baletu Narodowego, poprosił Pana, by nadał nowy kształt artystyczny wileńskiemu baletowi. Na czym polega ten „nowy kształt”?
Muszę podkreślić, że przed moim przyjściem tu też były pewne osiągnięcia. Natomiast jedną z ważnych zmian, które wprowadziłem, to warsztaty choreograficzne „Kūrybinis impulsas“ („Impuls twórczy”). Na tych warsztatach tancerze mogą sami poczuć się twórcami, co wyzwala z nich pewną pozytywną energię, otrzymują kreatywny impuls. Wprowadziłem kilka baletów odbiegających od klasycznego baletu, którego w Wilnie jest naprawdę dużo. Ta nowość i świeżość właśnie stwarza ten inny wizerunek.
Jak się odnoszą do Pana w Wilnie jako do Polaka?
Nie ma absolutnie żadnych problemów. Żadnych problemów nie ma w stosunku Litwinów do mnie. Podobnie jest, kiedy litewskich tancerzy gościmy w Warszawie, też są przyjmowani z otwartymi rękoma. Jeśli chodzi o te problemy polsko – litewskie, uważam, że jest to rzecz zbyteczna. Wszystko się dzieje na jakimś wysokim poziomie, na poziomie polityków. Uważam, że politycy jako reprezentanci dwóch narodów oraz mniejszości narodowej obu krajów powinni się zebrać, usiąść, załatwić sprawę szybko, sprawnie i zakończyć nieporozumienia. Widzę więcej wspólnych rzeczy niż podziałów i problemów.
Jak wypada wileński balet na tle innych scen światowych?
Podobnie jak w Warszawie, w Wilnie też jest dużo do zrobienia. Co należy podkreślić w Wilnie jest bardzo dobra publiczność. Publiczność, która chce oglądać balet, jest bardzo cenną, więc wszystkie zmiany trzeba bardzo ostrożnie wprowadzać. Na pewno trzeba zachować balet klasyczny, ale zarazem trzeba wprowadzać coś nowego. Jak w każdym zespole, Wilno ma swoje indywidualności, tancerzy, z którymi świetnie się pracuje i którzy mają silną osobowość. Są bardzo otwarci na rzeczy nowe. Jest pewien problem z czystością wykonania, dyscypliną wykonania, ale pracujemy na tym.
Balet jest nazywany sztuką dla elity. Jak Pan sądzi, czy balet powinien „iść w masy”?
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że balet jest dla elity. Wilno ma swoją bardzo szeroką publiczność baletową, na balet przychodzi bardzo wiele różnych osób. Przedstawienie baletowe to jednak nie to samo co telewizyjny Taniec z gwiazdami. Uważam, że warto obniżać barierę przystępności baletu, ale nie oznacza to że należy tworzyć przedstawienia czysto komercyjne. Ważne jest, aby widzowie wiedzieli, że aby przeżywać spektakl baletowy niepotrzebne jest specjalne wyszkolenie. Jest to sztuka naprawdę dla każdego.
Jak Pan oceni uczestnictwo renomowanych gwiazd operowych, dyrygentów w jury przeróżnych konkursów rozrywkowych w telewizji?
Nie widzę w tym nic złego, jeśli ludzie pasjonują się telewizją, kolorowymi magazynami, plotkami, życiem wielkiego świata. Myślę jednak że, balet i „Taniec z gwiazdami” to są absolutnie różne rzeczy, każdy ma swoją publicznością. Ich publiczność bardziej ciekawią plotki. Kto z kim? Kiedy? Oczywiście można z tego wyciągnąć pewne plusy. Śpiewak operowy na swój sposób w takich konkursach telewizyjnych reklamuje operę.
Taki „Taniec z gwiazdami” można oceniać, wystawiać punkty. Jakie jest Pana zdanie odnośnie oceniania samej sztuki, baletu, tańca. Przecież Pan też zasiadał w jury Konkursu Eurowizji dla Młodych Tancerzy.
Uważam, że każdy ma prawo oceniać, tylko trudno jest to robić punktami. Generalnie mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o ocenianie konkursów.